Coś mnie ostatnio bezsenność męczy... Po 1:00 jest a ja siedzę i klecę dla Was posta. Jutro będę chodzącym zombikiem :) No, ale do rzeczy.
Jakiś czas temu w moje łapki wpadł Lip and Cheek Stain z The Body Shop w kolorku 01 - Rose Pink. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam czego się spodziewać - był to pierwszy tego typu produkt, z jakim miałam do czynienia. Od tamtej pory minęło już kilka ładnych miesięcy - zdążyłam wypróbować inne stainy i chyba... to nie jest dla mnie. Zdecydowanie, nie jestem fanką płynnych czy żelowych 'barwników' - wolę bardziej tradycyjne formy kosmetyków. No, ale to chyba kwestia preferencji. Tak czy siak, Lip and Cheek Stain z The Body Shop nie wywarł na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia. Jest ok, ale nic ponad to. Powędrował w świat.
Skład:
Water, Glycerin, Phenoxyethanol, Panthenol, Acrylates C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Methylparaben, Aminomethyl Propanol, Red 33
✓ ładne opakowanie - wysokiej jakości plastik;
✓ konsystencja - wodnista, żelowa, przez co dość łatwo się aplikuje;
✓ produkt jest wydajny;
✓ efekt można stopniować - pierwsza warstwa jest dość transparentna i delikatna, kolejne warstwy nieznacznie wzmacniają kolor;
✓ nadaje skórze świeży, ładny wygląd (stosowany jako róż);
✓ nie podkreśla suchych skórek (stosowany na usta);
✓ cena (8 ml za około 12 euro) - tańszy odpowiednik dla BeneTint z Benefit.
Minusy:
✗ nie zauważyłam, by nawilżał usta;
✗ pigmentacja jest dość delikatna, przez co ciężko uzyskać wyrazisty efekt na ustach;
✗ produkt ma tendencję do 'koncentrowania się' w wewnętrznej stronie ust;
✗ ma mało przyjemny, gorzkawo-słodki smak;
✗ produkt dość szybko wysycha - trzeba uważać, by nie narobić sobie plam na policzkach;
✗ kolor powinien być długotrwały, tymczasem pozostaje widoczny na ustach czy policzkach przez około 4-5 godzin.
No, to chyba na tyle. Mam nadzieję, że nic nie pominęłam. Używałyście tego produktu? Co o nim myślicie?
Xx